środa, 21 kwietnia 2010

KOSZMAR W KSIĘGARNIACH!

Wchodzący właśnie na księgarskie półki „Koszmar na miarę” przywołuje ducha powieści grozy z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Nie jest to bynajmniej zarzut, bo duch ten – niczym Elvis – wciąż żyje w naszych sercach. W końcu kto nie tęskni za starymi dobrymi czasami, gdy słońce świeciło jaśniej, czekolada miała smak ambrozji, a krew na rękach psychopatycznych zabójców była bardziej krwista?

Oto jedna z pierwszych recenzji najnowszej powieści duetu Cichowlas/Kyrcz (autorką jest Anita Błaszkowska, a recenzja ukazała się na stronie Carpe Noctem). Książka jest już dostępna w księgarniach! Do biegu - Gotowi - Start!!!
Wbrew temu, na co wskazuje tytuł, trzecia wspólna książka przywołanego do tablicy duetu bynajmniej nie opowiada o traumatycznych przeżyciach krawca, nie stanowi też twórczego rozwinięcia piosenki Siekiery, w której szewc zabija szewca. Jej bohaterami jest grupka pracowników salonu odzieżowego Roy and Coles stających w obliczu zagrożenia, które z początku wydaje się może nieco surrealistyczne i odległe, by wkrótce, nieomal natychmiast przybrać jak najbardziej realną i złowrogą postać.
Do jednego z największych atutów powieści należy świetnie – trzymając się terminologii krawieckiej – skrojona akcja, która w zestawieniu z przemyślanymi i umiejętnie dozowanymi opisami sprawia, że czytelnik nawet przez chwilę nie może narzekać na nudę.
Celne, choć może nie odkrywcze, obserwacje obyczajowe, jakie autorzy nam serwują, pozwalają wczuć się w stęchłe klimaty salonowego wyścigu szczurów, gdzie jeden sprzedawca jest drugiemu wilkiem, a utarg i zysk stały się równe bogom. Kto miał wątpliwą przyjemność pracowania, sorry, harowania w tego typu miejscu, ten wie o czym mowa.
Kolejnym plusem „Koszmaru na miarę” są zaludniające karty powieści pierwszo i drugoplanowe postaci, z którymi można się utożsamić, przynajmniej na tyle, by szczerze im kibicować zarówno w zmaganiach ze swymi lękami jak i najzupełniej cielesnym złem, które próbuje potraktować ich jako przekąskę przed daniem głównym, czyli... Stop! By nie zdradzać zbyt wiele z fabuły następczyni „Siedliska” napiszę tylko, że jest ona pełnokrwistym horrorem, na który wielu czekało od dawna. Co ważne, horrorem nie pozbawionym elementów humoru czy lokalnego, typowo polskiego kolorytu.
Książka została okraszona ilustracjami Agaty Cholewy, które bardzo dobrze wpisują się w kreowany przez autorów świat, nadając mu dodatkowych smaczków.
Jak wiadomo, w każdym szanującym się torcie jest wisienka, a w każdej recenzji powinna być łyżka dziegciu. W tym akurat przypadku ciężko mi z czystym sumieniem przyczepić się do czegokolwiek. Jedyny poważny zarzut, jaki mogę wysunąć wobec Cichowlasa i Kyrcza dotyczy długości książki. Po prostu szkoda, że to tylko 368 stron.
Chciałoby się więcej.
autor: Anita Błaszkowska

UWAGA! Koszmar na Miarę znajdziesz na Facebooku

1 komentarz:

  1. pojawił się komentarz, sygnowany jako "f". nie jest pochlebny dla ostatniej książki firmowanej przez spółkę Cichowlas/Kyrcz - ale to nie jest problem. każdy ma swoje zdanie i to jest cudowne. problemem jest to, że ten komentarz/recenzja jest w dużej mierze SPOILEREM, a nigdzie ostrzeżenie o tym nie zostało zaznaczone. zatem nadrabiam to niedociągnięcie - poniżej komentarz
    UWAGA SPOILER!
    Anonimowy pisze...
    Przykro mi stwierdzić, ale nie zgadzam się z powyższą recenzją. Poczułam się w obowiązku skomentować ten wpis, gdyż powyższy artykuł może niektórych zmylić, opisując w samych superlatywach "Koszmar...". Aż dziwi mnie fakt, że jedyną wadą książki miałaby być jej długość. Ale o tym za chwilę.
    Po pierwsze weźmy na sam początek sam pomysł, który ma swoje początki w postaci tajemniczego, krwawiącego garnituru w wymienionym przez autorkę Roy and Coles. Brzmi zachęcająco? Brzmi. Jednak rozwój akcji niszczy ten całkiem dobry początek, gdy w salonie znów pojawia się krew, a potem kolejny raz i... nikt nie wpada na choćby powiadomienie policji. Tak, wspomina się o parszywym kierowniku, jednak czy pracownicy są skazani na ten sklep? Nie poczuwają obowiązku do zawiadomienia władz? W "Koszmarze..." ekspedienci zadają sobie jedynie pytanie: "co za kutas mógł to zrobić?" [w domyśle zniszczyć kolekcję ubrań], zamiast pomyśleć: "Czyja to krew? Ludzka, czy zwierzęca?". Im dalej w las, tym zabawniej. Pojawia się Złowroga Siła. I Siła ta jest wielką, zmutowaną sową, na której rozkazy posykuje armia jaszczurów o metalowych łuskach. Przykro stwierdzić, ale nie kupuję tego.
    Zastanawiałam się, dlaczego pomysł mnie w jednej chwili odrzucił. Czyżbym nie należała do targetu? I kto, wobec tego, do targetu miał - wg autorów - należeć?
    Może ktoś młodszy? To wydaje się całkiem prawdopodobnym wytłumaczeniem, choć biorąc pod uwagę te wszystkie awantury o wulgaryzmy i wyuzdany seks... jednak nie oszukujmy się, gimnazjaliści często wiedzą więcej od niejednego dorosłego.
    Może fani twórczości autorów? Może. I tego bym się trzymała.
    Kolejną sprawą jest styl narracji, który mimo że poprawny, mimo że płynny, to pełen irytujących cech, takich jak nieustanne i wyjątkowo nachalne porównywanie. Ktoś dyszał jak rozwścieczony byk, coś dyndało jak wahadło, ktoś zerknął na wieszaki, jakby bał się, że wyskoczy zza nich szaleniec z piłą. Porównanie na porównaniu porównaniem dookreśla. Muszę przyznać, że to męczące. Podobnie, jak sztuczność dialogów. Czytając niektóre kwestie, miałam wrażenie, że wypowiadają je sklepowe manekiny. Mam wrażenie, że brakuje wypowiedziom w "Koszmarze..." luzu, teksty wyciągają się niepotrzebnie, przez co wyglądają nienaturalnie. No i to ciągłe "wypierdalaj". Osobiście nie mam nic do przekleństw, chyba że robią się monotonne. W książce pana Cichowlasa i Kyrcza tak właśnie wg mnie było.
    Na razie tyle, nie chcę spoilować nadchodzącej recenzji. Mam nadzieję, że autorzy się nie obrażą. Też wolałabym napisać artykuł kipiący peanami. Pozdrawiam, F.

    OdpowiedzUsuń