środa, 13 stycznia 2010

Sępy krążą na Fabryką Słów

W ostatnich dniach rozpętały się w sieci dyskusje na temat nierzetelności Fabryki Słów (naszego pożal się Boże wydawcy). Ponieważ my, Sępy, jesteśmy również poszkodowani – Fabryka do tej pory nie była łaskawa wypłacić nam ani grosza, dołączamy się do krytycznych głosów tu i tam.

Jednakże, nie zamierzamy „podpinać się” pod cudze problemy, tym bardziej, że rzecz dotyczy autorów związanych z Fabryką Słów, którym eskalacja napięcia może nie służyć (jak przeczytacie u Kuby Ćwieka, to potrafią być mściwi goście, o swoistym poczuciu tego co wypada, a co nie).

Zatem – kwestie dotyczące naszego problemu z Fabryką Słów przenosimy tutaj. Zaczniemy od wprowadzenia:

TO MÓJ WPIS NA FORUM portalliteracki.pl, komentarze znajdziecie TUTAJ

Cześć.
Na dzisiejszej lekcji porozmawiamy sobie o przekrętach w branży wydawniczej.
Temat jest ciekawy, bo może nieco studzić chęć wydania czegokolwiek, gdziekolwiek, przez kogokolwiek.
Oczywiście, zawsze możemy zacytować kilka frazesów, o tym, jak należy się zabezpieczać, ale to nie o tym. Bo zabezpieczać się może osoba doświadczona, która juz coś tam wydała, zna kruczki, nie da się łatwo oszwabić, ale przede wszystkim – ma już nazwisko. To daje podstawę do stawiania wymagań, warunków, żądań (chociaż jak sie okazuje nie zawsze).
W innym przypadku człowiek zmuszony jest przyjmować warunki wydawnictwa i nawet jeśli wynegocjuje 12% zamiast 10 (od zysku) to ma się to nijak, do faktu, że mu nie zapłacą.
A w takiej sytuacji znaleźliśmy się my – Sępy, czyli JacAr i Mictlantecutli (lub odwrotnie).
Prawd mówiąc nie chodzi nam już o honorarium (bo jest ono i tak śmiesznie małe, zamyka się w kwocie trzycyfrowej) ale o zasady. Książka wyszła 6 marca 2009 roku, czyli 10 miesięcy temu. Do tej pory Fabryka Słów (nasz wydawca) nie był łaskaw zapłacić nam ani grosza. Dodatkowo wszelkie nieśmiałe, a później nieco bardziej śmiałe próby DOWIEDZENIA się o co biega spełzły na niczym. Więcej nawet – dowiedzieliśmy się, że jesteśmy be, że Fabryka Słów przez naszą książkę ma „poważną dziurę w budżecie”, że książka się nie sprzedaje, że właściwie, to powinniśmy być im wdzięczni że takie badziewie w ogóle wydali.
Cóż, zgłaszamy zdanie odrębne, które ma odbicie również w liczbach – wiemy, że książka sprzedała sie dobrze, recenzje i głosy od czytelników przekonują nas, że spodobała się, o co zatem chodzi?
No więc worek pękł w ostatnich dniach, okazało się, ze Fabryka Słów, jedno z największych wydawnictw SF/horror/fantasy w Polsce, ma po prostu taką strategie wobec autorów – nie płacić w ogóle, albo z zapłatą bardzo zwlekać. Można sądzić, że działa to wszystko jak piramida – honoraria autorskie wypłacane są z pieniędzy otrzymanych za sprzedaż innych książek, co powoduje, że w kolejce do wypłaty ostatni są debiutanci, młodzież i frajerzy. W tej liczbie niestety my.
Cały wic polega na tym, że ponieważ autorzy związani są klauzulą nie wyjawiania treści umowy, oraz, że każdy liczy na to, że w końcu jakąś kasę dostanie, problem nie wychodzi na światło dzienne.
Dodatkowo, każdy kto chce pisać dalej obawia się, żeby zbyt głośne narzekania nie sprawiły mu w przyszłości kłopotu.
Ja z Fabryką Słów nic więcej nie chcę mieć do czynienia (i to nie tylko dlatego, że nie chcą mi oddać moich pieniędzy, lecz, że maja mnie za frajera, o czym przekonuje poziom wymiany mailowej z dyrekcją tego interesu), Robert wydał już dwie, wspólnie z Kazkiem Kyrczem napisane, książki w innym wydawnictwie, zatem wali nas to, co sobie o nas FS pomyśli. Nie powiedzą o nas już nic gorszego od tego, co nam łaskawi byli zakomunikować.

A wy?
Wy się zastanówcie, czy w ogóle wydawać, w kraju, w którym sprzątaczce w wydawnictwie płaci sie dwa razy więcej za miesiąc niż autorowi za powieść, a podziękowaniem za współpracę będzie stwierdzenie, że naraziło się wydawnictwo na straty.
SIC!


KOMENTARZE DO TEGO WĄTKU ZNAJDZIECIE TUTAJ

Natomiast na blogu Jakuba Ćwieka trwa dyskusja, dotycząca jego problemu z Fabryką Słów.
Możecie tę dyskusję przeczytać TUTAJ

W którymś momencie, rozmowa zeszła na temat sępów – oto wpis współwłaściciela Fabryki Słów, Roberta Łakuty, wraz z moją odpowiedzią i to jest moment, w którym przenosimy się do sępiego gniazda.
Oczywiście zapraszamy do komentowania, mając nadzieję, że taka dyskusja może przynieść ze sobą „oczyszczenie”, wartość, która w przyszłości spowoduje, że zbliżymy się do normalnego rynku książki.

- Drogi Panie Rostocki
na tym poziomie nie da sie rozmawiać, nie posuwajmy sie do absurdu i kłamstw.
Sam Panu napisałem maila (kopie posiadam), w którym podałem wszystkie dane dotyczące nakładów i sprzedaży, bo rzekomo nie dało się ich wyciągnąć znikąd, co jest nie prawdą i proszę zaniechać kłamstwa.
Wydaje mi się, że już kuriozum byłoby wklejanie tu maila z treścią i cyframi.
Jak można pisać bzdury, że nic nie wiem. Czego Pan nie wie?
Oprócz mojego maila poszedł do Pana list fizycznie z informacjami których Pan sie domagał.
W czym więc problem?
Rozumiem, że wielkość sprzedaży jest niezadowalająca, ale zgodna z fakturami więc proszę o wyjaśnienie gdzie jest niejasność? Najlepiej na maila, jak podpowiada kultura.
Chętnie pomogę w zrozumieniu, bo zawsze odpowiadam na maile i staram się wyjaśnić nieporozumienia.
Pozdrowienia
dodane przez: Robert Łakuta
Styczeń 13, 2010 @ 12:00 am

(wpis JacAra)- przepraszam kubę
no i mamy przejaw chyba własnie tzw. łapania się we własne sidła.
nie mam zamiaru panie łakuta rozmawiac z panem na drodze mailowej, bez świadków, bowiem nie przynosi to zadnego efektu. ja też mam maile. wszystkie. mam równiez niezrealizowany rachunek, z którego wychodzi że wydawnictwo nieźle zarobiło na naszej książce, zatem mowa o niezadowalającej sprzedaży to kolejna pańska konfabulacja. nigdzie, nigdy nie podał pan nakładu naszej książki. nie odpowiedzial pan na pismo wysłane wprost na panskie nazwisko pocztą tradycyjną (w dniu 19 listopada, ubiegłego roku), listem poleconym. dane dotyczące sprzedazy są calkowicie niewiarygodne, co bedę w stanie wkrótce udowodnić.
używając eufemizmu – bardzo oszczędnie używa pan prawdy.
i teraz powiem tak – twierdzi pan, że nie da się rozmawiać na tym poziomie? na jakim? takim, że zarzuca mi pan kłamstwo? w takim razie umówimy się tak – jeszcze jedno tego typu oszczerstwo z pana strony, a bedę popierał tu i gdzie indziej swoje wpisy cytatami z pańskich maili.
i na zakończenie przypominam – wystawilem i przesłałem państwu rachunek, na kwotę podaną przez wydawnictwo. kwota ta (zgodnie z prostym wyliczeniem matematycznym świadczy, że wydawnictwo nie tylko nie starcilo, lecz wręcz nieźle zarobiło na sępach). pieniędzy nie otrzymałem. czas mija, za chwilę minie rok od premiery książki.
jacar
PS. swoich zasejwowanych maili panu nie prześlę, bo wiem, ze nie przechowujecie swoich i np. macie problem ze stwierdzeniem jaką wielkość sprzedaży podaliście w poprzednim mailu. zaiste amatorka. ale jak wspomniałem – następnym razem podzielę sie tą przezabawną lekturą z internetem.
dodane przez: jacar
Styczeń 13, 2010 @ 7:11 am

(i jeszcze raz JacAr)- kuba, szkoda mi zasmiecać bloga takim syfem.
resztę dyskusji (potencjalnych) przenoszę na sępowego bloga, pana lakutę zapraszam tam – jeśli nie zna adresu (co jest calkiem możliwe, przy poziomie zainteresowania wydawcy autorami) to podaję: http://www.sepy.com.pl
tu jest inny problem, sepy maja inny – w każdym razie z FS same problemy.
obciach jak beret..
jeszcze raz sorry, ale jak sam widzisz, trudno nerwy na wodzy utrzymac – oto jestem oszustem, który z polecenia innych wydawnict podkopuje fs, domagając się wyplaty kilkuset zlotych honorarium, za (wspólnie z robertem cichowlasem napisaną) antologie opowiadań, licącą 502 strony, wydaną w marcu ubiegłego roku.
bomba.
jacar

No i co o tym sądzicie? Warto w tym kraju wydawać książki?
}:> }:>

15 komentarzy:

  1. FS, RH są wg Was beznadziejnymi wydawnictwami nie szanującymi i kradającymi autorów - niechlubny, odosobniony przypadek czy też może standard w traktowaniu pisarzy przez wszystkie inne wydawnictwa w ogóle? Czy istnieje w takim razie w tym kraju jakieś wydawnictwo, którmu warto oddać powieść? Zaczynam mieć wątpliwości...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy, oczywiście, że są wydawnictwa, którym warto oddać powieść. To, że w chwili obecnej sporo ludzi rozmawia o tragicznym postępowaniu Fabryki Słów i już chyba świętej pamięci Red Horse'a, nie oznacza, że wszędzie jest tak samo. Osobiście miałem do czynienia z kilkoma wydawnictwami, dużymi i małymi, z którymi współpracuje mi się, albo też współpracowało naprawdę dobrze. Podstawa to wzajemny szacunek. Zawsze powtarzam, że nie trzeba się lubić, ale szanować owszem, zawsze. Jeśli przejrzeć Internet to widać na pierwszy rzut oka, że na taką Runę żaden autor się nie skarży. Kilka razy miałem styczność z tym wydawcą i zawsze traktowano mnie z szacunkiem, ot, po ludzku. Nasza współpraca z Kazkiem Kyrczem z Grasshopperem równiez przebiega świetnie. Mogłbym tu jeszcze wymieniać, ale nie o to chodzi. Fabryczny wulkan wybuchł, bo nazbierało się w nim zbyt dużo niebezpicznej dla autorów lawy, której po cichu nie udało się pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. znaczy ze drugiego tomu Sepow nie bedzie, tak?
    wspolczuje Wam. I jestem z Wami i innymi autorami.

    OdpowiedzUsuń
  4. raczej napewno nie w fabryce...
    }:> jot

    OdpowiedzUsuń
  5. a czemu RH jest świętej pamięci? i co z autorami, którzy mają z nimi podpisane umowy?

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać, że trochę Was podziwiam.

    Na 47 żywych polskich autorów książek z logiem FS, wypowiedziało się w tym temacie 6. Jakuba Ćwieka (który ma 12 publikacji w FS) od zamykającego tę stawkę - alfabetycznie patrząc - Jackia M. Rostockiego dzieli, nie licząc osób mających uwagi w sprawie, 35 nazwisk. Można w myślach zmodyfikować tę listę wskazując z z 7-8 nazwisk, które w drodze na literacki parnas najwyraźniej straciły serce do polskiej fantastyki i zajęły się po prostu czym innym.

    Co do pozostałych - albo wszyscy oni/one są sa traktowani w sposób, do jakiego są przyzwyczajeni i honoraria otrzymują na czas, albo mają na to wszystko, excuzes le mot, wyjebane, albo są traktowani w sposób, do jakiego nie są przwyczajeni i boją się odezwać.

    Względnie można rozważyć dowolne połączenie tych czynników.

    Jakis ktośtam zwykle zostaje autorem polskiej fantastyki nie dlatego, że jest taki przebojowy w starciach z rzeczywistością, przekonujący w negocjacjach i asertywny na zawołanie. Powiedzenie teraz, przy tej aferze co się naprawdę myśli o konkretnym modelu zachowania oznacza, że w przyszłości nie będzie możliwe opublikowanie jakiegokolwiek nastepnego dzieła w FS. Dla autorów wychowanych w tradycjach biznesowych pisma SF i przywykłych do pewnych rzeczy, to poświęcenie jest częstokroć zbyt wielkie.

    Zatem, doceniając Waszą trzeźwą i zdawkową ocenę całej sprawy, przypuszczam że możecie być głosem milczącej większości.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko, że ta większość chowa głowę w piasek ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. dziękuje za ten anonimowy głos, bo chyba dotyka on, za przeproszeniem, jądra. własnie to - pozwalanie na takie praktyki przez zainteresowanych, godzenie się na robienie z siebie frajerów, w nadziei, ze w koncu jakaś kasa przyjdzie, ze w końcu jakos się załatwi.
    to jest dobre, ale w przypadku rozliczeń miedzyfirmowych, w handlu, w biznesie - w naszym i wielu innych autorów przypadku, to strzał w stopę. bo jak już wielokrotnie powtarzałem, w moim mniemaniu autor i wydawca jadą na jednym wózku. powiem więcej, wyobrażam sobie sytuację tak, że wydawca stosuje metodę złego i dobrego policjanta - ksiegowy zwleka z wypłatą (ma na uwadze ekonomiczny interes firmy), redaktor naczelny, właściciel - wręcz odwrotnie - odgrywaja pelnych zrozumienia, dobrych wydawców, uspokajają autora, obiecują nacisnąć księgowego. w przypadku fs - to sa sami "źli policjanci" - w dupie mają nas zarówno ci z księgowości i ci na górze. rozczulające jest to, ze cały czas nie potrafią zczaić "o co nam chodzi??" :D
    no? o co nam chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest poniekąd zagadka socjologiczna.

    Pewne jest, że niektórzy są traktowani jak plewy i per noga. Gnębienie przez różne osoby uważające się za redaktorów, zmyłki semantyczne i antygrawitacyjna wręcz zdolność honorariów do nie trafiania na konta autorów - czy to faktycznie spotyka wszystkich?

    Może pozostali to lojalni członkowie partii, popierający system i z samozaparciem budujący nowy wspaniały świat? Jeżeli tak, to pytanie czy zdają sobie sprawę z tego co budują. Świat po ich zwycięstwie, świat w którym nie ma Powergraphu, Runy, Grasshoppera - co to będzie za świat? Świat czystych układów z wydawcą? Wysokich honorariów od monopolisty? Świat pozbawiony nieuczciwych nacisków i majstrowania przy dodrukach, żeby wzmóc partyją dyscyplinę?

    W co jeszcze po tej aferze wierzą członkowie partii? Że teraz to już na pewno, ale to na pewno będzie dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzę, że cała cicha sprawa przestała być wreszcie cicha i, po wpisie na blogu Jakuba Ćwieka, w internecie rozgorzała dyskusja o FS, RH i innych wydawnictwach. To dobże. Może to coś zmieni.
    Na lepsze, mam nadzieję...

    Jedna sprawa nie daje mi jednak spokoju - jaki jest sens tego, co robi Fabryka? ja go nie widzę. Przecież to się, w sumie, nie przekłada nawet na pieniądze...

    OdpowiedzUsuń
  11. "Sens tego co robi Fabryka". Czego?

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy ->
    Chodzi mi tu o traktowanie autorów.
    WIęcej chyba pisać nie muszę? Starczy ten wpis, albo trzy u Jakuba Ćwieka...

    OdpowiedzUsuń
  13. @Cedrik

    Jakby mnie ktoś pytał, to oczywiście chodzi o zastraszenie. Z jednej strony lojalki (żeby się dowiedzieć o ich bezprawności trzeba np. zajrzeć na blog Macieja Guzka), z drugiej dzielenie na swoich, którzy jeżdżą sobie na fundowane przez firmę jachty i wczasy, mają opłacone prywatne ubezpieczenie medyczne, i resztę, która generalnie może, jakby co, to w mordę dostać.

    I widać, że to działa. Udało się zacisnąć mocno w pięści (chociaż może w bardziej aksamitnej rękawiczce) kilka większych nazwisk, nie widać najmniejszych przeciwwskazań żeby nie robić tego samego (tym razem w rękawicy spawacza) z całą resztą.

    Cel to zapewne wytworzenie sytuacji, gdy wszyscy liczący się autorzy będą przynajmniej jedną z powyższych metod na stałe podłączeni do wydawnictwa. To oznacza władzę. Niektórzy ją lubią, czasem bardziej niż pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  14. ja wolę kasę.
    tej jednakże wciąż na koncie nie ma...
    fabryka pustych słów
    brak słów
    j

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń